KONRAD COP: KOMPANIA BRACI!


Dokładnie tydzień minął od spektakularnego sukcesu MOSu Woli Warszawy w mistrzostwach Polski juniorów rozgrywanych w Dębicy – My byliśmy gotowi na siedem, a nie pięć setów. Daliśmy z siebie wszystko i to nam się zwróciło - przyznaje Konrad Cop, trener nowych mistrzów kraju. Sponsorem MP juniorów był PKN ORLEN.

pzps.pl: W Dębicy sprawiliście ogromną sensację. Nie da się ukryć, że faworyci do złota byli inni. Znów potwierdziło się, że nie można zbyt wcześnie rozdawać medali?

Konrad Cop: Tak, zgadza się. Wszystko weryfikuje boisko. Sam wszędzie słyszałem, że jesteśmy kandydatami do miejsc 5-6 i że praktycznie nie mieliśmy szans na wyjście z grupy, bo mieliśmy w niej głównych faworytów do medali, w tym między innymi mistrzów z młodszych kategorii wiekowych. Później mówiono nam, że gramy z panującym mistrzem Treflem Gdańsk i tym razem naprawdę nie możemy liczyć na zwycięstwo. Wreszcie, jeszcze przed samym finałem teoretyczny zwycięzca miał być inny. Myślę, że to podejście nas ratowało – nie mieliśmy presji, a wszystko co robiliśmy, robiliśmy dla siebie.

W trakcie turnieju widać było, że stworzyliście niesamowity zespół. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego?

Oczywiście! Jestem niesamowicie dumny z moich chłopaków. To jest kompania braci – idea, którą stworzyliśmy w czasie pandemii. Inne zespoły nie trenowały, my trzymaliśmy się razem i po prostu wierzyliśmy, że mistrzostwa się odbędą. Nie dopuszczaliśmy innego scenariusza. Nie zakładaliśmy zawczasu o które miejsce będziemy grać, chcieliśmy po prostu zaprezentować swoją najlepszą siatkówkę i walczyć o cele mistrzowskie. To się nam udało. Może nie mamy w swoim składzie kadrowiczów czy najlepszych zawodników, ale na pewno mamy najlepszy zespół.

Spotkanie finałowe było spektakularne. Kompletnie odwróciliście wynik, zachowaliście zimną krew i trzymaliście na wodzy wszystkie niepotrzebne emocje. Zawodowcy…

Nawet nie wiesz jaki jestem z nich dumny! Nasi zawodnicy pokazali ogromne serce i za to absolutnie ich podziwiam. W finale było tyle momentów, gdzie mogło zacząć brakować wiary… Przegraliśmy pierwszego, praktycznie wygranego seta. Potem musieliśmy wyrównać stan meczu, a kiedy nam się to udało i wydawało się, że mamy grę pod kontrolą, to zrobiliśmy kilka głupich sztuczek, przydarzył się błąd sędziego i przegraliśmy trzecią partię na przewagi. Mimo, to drużyna nie straciła charakteru i chociaż źle zaczęła przedostatnią partię, wygrała końcówkę, doprowadzając do tie-breaka. Ostatni set, to absolutny horror – przegrywaliśmy 4:9 i tu praktycznie powinno być po spotkaniu. Chłopcy po raz kolejny pokazali jednak jak silne mają charaktery i mimo wszystko, sprzeciwili się tak doświadczonemu zespołowi jak Jastrzębski Węgiel. Jestem absolutnie dumny z każdego kto był na boisku, w kwadracie czy za bandami! Każdy z chłopaków dołożył swoją cegiełkę do tego złota, wnosząc w mecz energię i wiarę w sukces.

Charakter i drużynowość – tym wygraliście finał?

Zdecydowanie! W naszej ekipie jeden za drugim poszedłby w ogień! Cieszę się z tego jak moi zawodnicy pracowali przez te miesiące, jak bardzo byli zawzięci, mimo specyficznych przygotowań, które zafundowała nam pandemia koronawirusa. Choć musieliśmy pracować w zupełnie innym trybie i innych warunkach, to cały czas trzymaliśmy się razem za pomocą różnych webinarów, platform zoom i tworzyliśmy zespół. Widziałem, że wykonywali wszystkie zadania, które im polecałem i absolutnie na nic nie narzekali, tylko obdarowywali mnie ogromnym zaufaniem i dawali się prowadzić. Jestem im za to ogromnie wdzięczny. Traktuję tę cudowną ekipę jako wielki dar i cieszę się, że mogłem iść z nimi przez te lata. To są naprawdę wspaniali młodzi mężczyźni, którzy mają ogromne serce do walki. W naszym przypadku prawo synergii zadziałało niesamowicie!  

Niezwykłe zawody rozegrał Bartosz Gomułka, wybrany z resztą MVP rozgrywek. Nieoszlifowany diament?

Nie byłoby Bartka, gdyby cały zespół nie rozegrał fantastycznego turnieju. Świetne i równe zawody zagrał chociażby nasz kapitan Michał Gawrzydek, człowiek od czarnej roboty będący sercem tej ekipy. Z kolei „Gomis” (Bartosz Gomułka – przyp. red) to wielki talent, który w przyszłości eksploduje nie tylko w kadrze, ale mam nadzieję, że nawet na igrzyskach olimpijskich. Powiedziałem mu przed mistrzostwami po kilku jego fantastycznych treningach: „Bartek, ty masz szanse dostać w Dębicy MVP”. Średnio mi w to uwierzył… Kilka dni później to marzenie się ziściło, bo nikt inny ze wszystkich ekip nie zasłużył na to wyróżnienie bardziej niż on. W półfinale zdobył 34 punkty, w finale 40! Wiedziałem, że pod koniec turnieju oddychał rękawami i że ten poziom grania odkłada się w jego mięśniach. Czułem jednak, że nasz zespół był gotowy w finale rozegrać nie pięć, a siedem setów jak powiedział w jednym z wywiadów nasz przyjmujący Piotrek Szlęzak.

Świetny występ Bartka nie pozostał niezauważony, a nazwisko Gomułka dotarło nawet do trenera Andrei Anastasiego. Widzisz swojego 18-letniego zawodnika w koszulce VERVY Warszawy ORLEN Paliwa?

Oczywiście, że widzę i wierzę, że w najbliższej przyszłości zobaczę go na Torwarze. W przyszłym tygodniu mamy spotkać się z dyrektorem sportowym VERVY Piotrkiem Gackiem i omówić szczegóły. Być może trener Anastasi skorzysta z kilku naszych utalentowanych siatkarzy podczas okresu przygotowawczego do sezonu. Było wiele takich przypadków, kiedy juniorzy wkraczali do seniorskich składów - Artur Szalpuk czy Bartek Lemański grali przecież z powodzeniem w Politechnice właśnie w ostatnim roku juniora. Jest to bardzo trudne, ale wybitny zawodnik może poradzić sobie w Pluslidze. Trener Anastasi to fantastyczny trener i dla mnie duży mentor, przy którym Bartek mógłby się niesamowicie rozwinąć.

Źródło: pzps.pl/ANNA DANILUK, FOTO: ADRIAN SAWKO

DzieciMłodzieżNauczycieleBazy szkoleniowe - Akademie SOSBazy szkoleniowe - Szkoły PatronackieFacebook Młodzieżowej Akademii Siatkówki oraz Akademii Polskiej SiatkówkiRodzice